czwartek, 16 listopada 2017

Absurdy szkolne i prawne są wszędzie - w raju edukacyjnym również

Otóż, żeby pokazać, że nie oglądam świata przez różowe okulary oraz potrafię obiektywnie ocenić funkcjonowanie placówek, w których pracuję, dziś opiszę pierwsze z kilku rzeczy, które burzą utopijną wersję fińskiego szkolnictwa. 

Co wcale nie oznacza, że jestem mniej niż wcześniej pozytywnie nastawiona;))
Photo by Samuel Zeller on Unsplash


Niedawno zostałam poproszona o "wsparcie" w wyprawie na basen. Moje zadanie polegało na pomocy w organizacji ruchu i przebiegu marszu do i z wyznaczonego miejsca, a na miejscu, na obserwacji uczniów znajdujących się w wodzie i ewentualnej pomocy w razie potrzeby. Jeszcze przed wymarszem, z krótkiej rozmowy z innym nauczycielem, dowiedziałam się, że wycieczka ta, jest "nie do końca legalna". Otóż w Finlandii na początkowym etapie edukacyjnym szkoły dostają dofinansowanie na tego typu zajęcia, wynajęty jest autobus, cała powierzchnia basenu oraz ratownik i nauczyciel pływania, do wyłącznej dyspozycji danej grupy. Klasy na II etapie są już pomijane w finansowaniu. Dlaczego zatem wybraliśmy się na tę wyprawę?

Ponieważ w curriculum widnieje zapis o sprawdzeniu i ocenieniu, przez nauczyciela szkolnego, umiejętności pływania - w klasie 6. Absurd. W Polsce wiemy o takich sytuacjach dość by wiedzieć, że trzeba jakoś sobie samemu radzić. Zatem nauczyciele klas 6-ych połączyli siły, poprosili również o nadzór i pomoc w przeprowadzeniu projektu 2 innych nauczycieli i tak przygotowali się do wykonania zadania przewidzianego w podstawie programowej. 

Kolejny absurd polegał na tym, że szkoła nie miała dodatkowych funduszy na zatrudnienie na tę godzinę ratownika, a sam ratownik wolał czytać gazety w biurze niż wspomóc inicjatywę nauczycielską. Ale nie mnie to oceniać. 

Po 50 minutowym truchtu w śniegu po kostki, z kolejnymi centymetrami lecącymi z nieba prosto w oczy, dotarliśmy do celu. Ja byłam zmęczona po tym etapie, dzieciaki wbiegły na pływalnie jak szalone i w 5 minut wszyscy byli gotowi by wskoczyć do wody. To zatem świadczy o tym, że fizycznie nie jestem przygotowana do uczenia Finów ;).

Zajęcia rozpoczęły się od podziału na grupy - każda z klas miała wyznaczone oddzielny tor, przy którym stał ich wychowawca. Ja zajmowałam miejsce ratownika i bacznie obserwowałam. Dla rozluźnienia atmosfery oraz uspokojenia kilkoro uczniów, którzy w wodzie nie czuli się zbyt pewnie, poprowadzono krótki "fitness w wodzie". Dzieci mogły się chwilę powygłupiać i zrelaksować przed egzaminami. Sam egzamin był krótki, sprawdzono umiejętność przepłynięcie 2 długości basenu (ok 50 m), pływania na plecach, a także przepłynięcia pod wodą min. 5 metrów. Wszyscy uczniowie zdali, przy czym 3 (łącznie ze wszystkich grup) otrzymali gorsze oceny ze względu na znacznie czas wykonania zadań. Następnie poprowadzone zostały zajęcia z pierwszej pomocy. Młodzież nauczyła się "bezpiecznego skoku" czyli skoku do wody z uniesioną ponad poziomem wody głową, tak by nie stracić kontaktu z tonącym, sposobów wyciągnięcia nieprzytomnej osoby z basenu lub innego zbiornika wodnego oraz metod ratowania osób tonących. Wszyscy uczniowie mieli możliwość wykonania polecenia: dobierali się w pary i pod okiem nauczyciela wykonywali poszczególne czynności. Według mnie, takie zajęcia powinny być obowiązkowe, raz w roku na każdym etapie edukacyjnym w KAŻDYM kraju. 

(Na zdjęciu widzimy czworo nauczycieli podających zasady dotyczące przebywania na pływalni)

Powrót do szkoły był ciężki, coraz więcej śniegu, śliskie drogi, zmęczenie i głód - a co za tym idzie marudni uczniowie - nie było łatwo ale po godzinie dotarliśmy na obiad do szkoły i udaliśmy się na dalsze zajęcia. Wspominam o obiedzie, bo to łączy się z absolutnie wspaniałym systemem, o którym opowiem w następnym poście!

Dajcie znać czy Wy też musicie "omijać" jakieś absurdalne regulacje prawne w Waszych szkołach! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz