środa, 25 października 2017

Nieprzygotowani do życia

Dziś napiszę o tym, dlaczego według mnie polskie szkolnictwo nie przygotowuje uczniów do dalszego życia. Jest to bowiem w mojej ocenie najsłabszy punkt naszego systemu, zważając na fakt, w jak wielu krajach już ten problem rozwiązano nie mogę zrozumieć, czemu w Polsce wciąż nie zwraca się na to należytej uwagi. W Danii wprowadzono zajęcia rozwijające empatię, w Holandii uczniowie mają warsztaty z zakresu opieki nad młodszym rodzeństwem, praktyki szkolne (od 6 klasy szkoły podstawowej co roku mają od dwóch dni, do 2 tygodni praktyk w zawodzie, który ich ciekawi, dorośli są bardzo pomocni i chętnie przyjmują uczniów na praktyki), w Niemczech coraz częściej otwierają nowe szkoły demokratyczne, w których uczniowie uczą się w swoim tempie i na swoich zasadach, w Finlandii odbywają się kursy zwiększające pewność siebie, przygotowują do procesu Life Long Learning, wzbogacają samoocenę, pozwalają na pracę pod wpływem długoterminowej motywacji wewnętrznej w celu jej rozwinięcia. W Kolumbii, niestety wyłącznie w szkołach prywatnych, uczniowie przygotowują się na stres związany ze znalezieniem pracy oraz o możliwych sytuacjach problemowych w dorosłym życiu. Oczywiście wszystkie wymienione wyżej elementy są wyłącznie wsparciem bądź rozszerzeniem oferty metodologicznej z zakresu wprowadzania dzieci i młodzieży do społeczeństwa. 

Photo by kychan on Unsplash


Zacznę od tego, że mimo reform, zmian w rozporządzeniach, ogromnego nakładu finansowego i wyższego poziomu akademickiego w celu odpowiedniego kształcenia nauczycieli w polskich szkołach, jedno nie zmieniło się od lat – wiedza książkowa ma znacznie wyższą wartość niż wszelkie inne umiejętności uczniów. I co najgorsze nie dotyczy to tylko przedmiotów ścisłych. Rozpoczynając od aktywności na lekcji, po egzaminy i oceny końcowe, kończąc na olimpiadach i konkursach między szkolnych: w ogromnej większości sprawdzane są wyłącznie pamięć długotrwała oraz zasób wiedzy na poszczególny temat. Nauka do egzaminów, odpowiedzi pod klucz oraz wyuczanie na pamięć regułek zabijają kreatywność, zdolność logicznego myślenia i tworzenie samodzielnych osądów. Co więcej zabijają chęć do nauki. Tak właśnie wygląda nasz system edukacji i nie ma się co łudzić, że reformy przynoszą jakieś zmiany – metodologia, sprawdzone rozwiązania i podejście zostają mimo wielokrotnych zmian podręczników, wprowadzenia technologii i dostosowania przestrzeni szkolnej do potrzeb uczniów. Proszę nie brać tego do siebie osobiście, wiem bowiem, że są w Polsce nauczyciele fantastyczni, wyjątkowi, z pasją. Niemniej jednak zwracam tutaj uwagę na ogólny problem, który niestety dotyczy prawie wszystkich szkół i placówek poza szkolnych.

Kolejną pomyłką są oceny z zachowania. W znacznej większości wystawiane są bowiem w ten sposób: jeśli uczeń przeszkadza na lekcjach, rozrabia, nieodpowiednio bawi się na przerwach, często zapomina pracy domowej czy przyborów szkolnych - uzyskuje zachowanie nieodpowiednie. Z kolei uczniowie spokojni, słuchający na lekcjach, wykonujący swoje obowiązki – z automatu na świadectwie mają ocenę bardzo dobrą. A gdzie w ocenie zachowania miejsce na postawy? Czyż nie jest naszym celem, jako nauczycieli, kształtować społeczeństwo? Dlaczego zatem wszystkich równamy pod linijkę i oczekujemy od nich wyłącznie, przez nas określonej współpracy, ciszy na lekcjach i spokoju na przerwach? Ocenie powinny podlegać przede wszystkim kompetencje miękkie oraz umiejętności nawiązywania zdrowych relacji społecznych, chęć niesienia pomocy innym jak i uczynność, zaangażowanie w życie klasowe i szkolne, podejmowanie inicjatywy. Jeśli już musimy poddawać tak niemierzalny wskaźnik ocenie, warto byłoby podjąć temat holistycznie z uwagi na wpływ jaki taka ocena może mieć na ucznia i jego dalszą karierę szkolną.

Wyobraźcie sobie teraz ucznia: mający problemy z koncentracją, niechętnie uczący się przedmiotów ścisłych lub czegokolwiek „na pamięć”, na lekcjach rozmawia z innymi uczniami, nie może usiedzieć na miejscu, osiąga niskie wyniki. Poza tym jest pomysłowy, kreatywny, ma bardzo rozwiniętą wyobraźnię, dużo tworzy – głównie na lekcjach, na których nie powinien. Jego prace artystyczne i opowiadania są na naprawdę wysokim poziomie.

Ten uczeń jest określany jako „zły uczeń”. Nie wpisuje się w ramy ucznia „dobrego”. Rodzice często wzywani są do szkoły, interweniuje pedagog, chłopiec czuje się osaczany i nie rozumie, czemu nikt nie potrafi skupić się na tym, że przecież coś robi dobrze. Na jednym ze spotkań z wychowawcą pyta: „Czy wszyscy muszą być matematykami jak dorosną?” 


Mimo tylu lat badań i obserwacji, polska szkoła w dalszym ciągu wyklucza dzieci, które nie potrafią się dostosować do zasad, które sobie obrała.  Dzieci zdolne i utalentowane odsyłane są (o ile w ogóle ktoś zauważy ich wyjątkowość!) do instytucji pozaszkolnych. Ba! Bywają sytuacje kiedy nauczyciele sugerują rodzicom by Ci zaprzestali posyłać swoje pociechy na kursy dodatkowe by miały więcej czasu na naukę i poprawę swoich wyników z przedmiotów szkolnych… A przecież już po podstawówce musimy wybierać profil szkolny, który w jakiś sposób nakieruje nas na nasz przyszły zawód. Jak zatem świadomie dokonać tego wyboru, skoro w szkolnictwie podstawowym ocieramy się głównie o podstawę programową i nic poza tym?! Że już nie wspomnę o tym, jak mamy poradzić sobie w liceum czy szkole zawodowej nie znając swoich możliwości, nie potrafiąc obudzić w sobie motywacji wewnętrznej, nie mając wiary w sukces. Owszem - „jakoś większość sobie radzi” – ale o ile lepiej mogłoby być, gdybyśmy już w szkole podstawowej zadbali o prawidłowe kształtowanie ucznia z zakresu samorealizacji, pewności siebie, zarządzania czasem, kreatywności, innowacyjności, odporności na stres, poprawnej komunikacji, tolerancji i akceptacji odmienności.  

Kolejny przykład: wyobraźcie sobie dziewczynę prosto po studiach administracyjnych, od pół roku nie może znaleźć pracy, kończą jej się oszczędności dlatego musi podjąć pracę tymczasową dla podreperowania budżetu w oczekiwaniu na pracę w zawodzie. Zostaje nianią, miała bowiem młodsze rodzeństwo, stwierdziła, że jakoś sobie poradzi. Zastanówmy się, które umiejętności będą dla niej niezbędne w tym okresie? Znajomość wzorów matematycznych i dat historycznych czy otwartość na zmiany, umiejętne poszukiwanie informacji, pozytywne nastawienie i kreatywność?

Oczywiście nie twierdzę, że nauka przedmiotów szkolnych jest zbędna… Wręcz przeciwnie. Próbuję tylko pokazać, że na równi z nimi powinny znaleźć się warsztaty kompetencji miękkich. Żyjemy w czasach kiedy zmiana jest jedyną stałą w naszym życiu. Musimy nauczyć się szybko dostosowywać oraz uczyć się nowych dla nas rzeczy. Nie możemy obawiać się, że nie jesteśmy wartościowi na rynku pracy czy w życiu prywatnym jeśli nigdy nie potrafiliśmy osiągnąć wyników szkolnych wyższych niż 3+. Ludzie są różni, ich zdolności, predyspozycje, podejście do życia również. Rynek pracy jest na to gotowy, zatem dlaczego szkoła nie jest?

10 komentarzy:

  1. Wina też jest rodziców, którzy mają pęd na oceny, najlepiej dobre, bardzo dobre, a nawet celujące. Nie dopuszczają do siebie myśli, że dziecko może być bardzo dobrym rzemieślnikiem, musi mieć maturę i iść na studia. Nauczyciele sygnalizują jakie predyspozycje ma pociecha, że trójka lub dwójka to duże osiągnięcie dla słabszego ucznia. Tylko rodzic chce mieć zdolne dziecko i nie lubi słyszeć, że tak nie jest. Zawsze mówię, że studia to nie wszystko, ale wielu rodziców się podśmiewa. A kwestia oceny zachowania ucznia zależy od wychowawcy. Uwagi, że zapominał, nie przyniósł, przeszkadza grupuję w różne kategorię. Obserwuję dziecko i wiem, że nieodpowiednie, naganne to bardzo duże przewinienia, ale biorę też pod uwagę sytuację rodzinną, bo zachowania "z czegoś" wynikają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teclado, zgadzam się z Tobą jeśli chodzi o roszczeniowość rodziców, niemniej jednak uważam, że wynika ona z braku wiedzy czy doświadczeń oraz chęci ułatwieniu dziecku życia. Nie są to złe intencje jednak powinny być korygowane. Oczywistym jest, że rodzice chcą dobrych wyników, przecież to jest logiczne, wynika z ich potrzeby zapewnienia swojemu dziecku wszystkiego co najlepsze - to my studiujemy 5 lat lub więcej, by zrozumieć pewne mechanizmy i sytuacje związane z potrzebami uczniów i ich rodziców oraz potrafić je wytłumaczyć obu grupom. Zaczęłabym od tego, że 2 czy 3 to nie są oceny dla "ucznia słabego" a wyłącznie odwzorowanie poziomu wiedzy i doświadczenia w jakimś zakresie. Skoro uczeń radzi sobie z jakąś dziedziną, w innych osiągając niższe wyniki nie może być nazywany SŁABYM gdyż jest to niezgodne z prawdą oraz rzutuje na jego samoocenę i perspektywę rodziców. Dlatego chcą oni wyższych ocen dla swoich pociech - nikt nie lubi słyszeć, że jest w czymś słaby czy mierny... Wydaje mi się, że gdybyśmy zwracali rodzicom i uczniom właściwą uwagę na to jak ważne jest podążanie za pasją, rozwijanie hobby, itp, a także że bycie dobrym, pomocnym kolegą jest równie fundamentalną umiejętnością jak rozwiązywanie wzorów matematycznych, po trochu sytuacja zaczęłaby się zmieniać i być może nasze społeczeństwo przestało by być tak zapatrzone w siebie, swoje sukcesy i porażki czy chęć bycia lepszym od innych. Niestety "przeintelektualizowanie" narodu wynika z potrzeby skończenia studiów, byle jakich, z jakimkolwiek wynikiem, byle tylko - inaczej społeczeństwo się śmieje i ciężko znaleźć pracę. Proces ten zaczynał się już w podstawówce przy egzaminie w klasie 6...
      Najważniejsze jednak, że w Polsce jest ogrom nauczycieli chcących zmienić ten stan rzeczy. Zatem dziękuję za komentarz, który dał mi dużo do myślenia i pozwolił na zweryfikowanie kolejnej opinii:). Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do zapoznania się z innymi treściami na blogu!

      Usuń
  2. Zgadzam się w pełni z tym artykułem. Żyjemy ciągle w biegu i zapominamy co jest ważne w życiu. Jako rodzic i terapeuta uważam że dzieci są coraz mniej przygotowane do życia. W domu dziecko jest chowane pod kloszem, ciągle wyręczane, nie uczone samodzielności A szkoła jest nastawiona głównie na wiedzę książkową. Mimo różnych reform nikt nie pomyślał o tym co jest ważne na równi z wiedzą intelektualną czyli przygotowanie dziecka do życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutna prawda. Jako nauczyciel nie posiadający dzieci nie mam wystarczającej wiedzy i kwalifikacji by wypowiadać się na temat rodziców wychowujących "kaleki życiowe" niemniej jednak widzę, że z roku na rok jest coraz gorzej. Gdy słyszę, że 12-latka nie może sama zrobić sobie kanapki bo nie używa jeszcze noża tracę wiarę w przyszłość dla takiej młodzieży. Musimy jednak mieć nadzieję, że zmiany nastąpią:).
      Bardzo dziękuję za komentarz i zapraszam do dalszej lektury postów na blogu. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Wrzuciła Pani do jednego worka wszystkie problemy szkolne.
    Moze należałoby się przyjrzeć kryteriom ocen z zachowania, czy rzeczywiście są takie jednostronne, amoze dzieci, młodzież, które sa tylko ciche, muszą coś jeszcze zrobić, powsółpracować, zeby mieć bardzo dobre. W Polsce wszyscy wiedzą, co robi inny uczeń, co robi sąsiad, zamiast tego, co robi moje dziecko, jak się zachowuje, jak pracuje nad swoim charakterem, zachowaniem. Jak wdraża w życie zalecenia nauczyciela wychowawcy. Pierwszysm wychowawcą i nauczycielem dziecka jest rodzic, jesli on nie wypracuje pewnych postaw empatii, brak egozimu, motywacji, to szkoła moze stanąć na uszach i nic nie zrobi. Jesli mogę tak napisać dziecko to dobrowolny projekt na cąłe życie, praca dla Rodzica,wychowawnie to nie proces podrzucania i obarczanie sztabu specjalistów własnymi rodzicieskimi obowiązkami. Ten sztab moze być pomocny, ale jako rodzic mam obowiązek wychowawać własne dziecko. tak robiła moja mama i szkoła jej nie pomagała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Pani "rozgoryczenie" i podejście, niemniej jednak muszę stwierdzić, że to co działało w czasach naszych czy naszych rodziców, jest już po prostu najczęściej nieadekwatne. Zmieniają się potrzeby społeczeństwa i samo społeczeństwo. Niestety rodzice coraz częściej, przeciążeni pracą zrzucają odpowiedzialność za wychowanie na szkołę, a w tym zmęczonych, masą dodatkowych obowiązków, nauczycieli. Taka jest rzeczywistość. W teorii oczywiście możemy dyskutować o tym co rodzice powinni, a czego nie.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Z ogólną Pani tezą, że polska szkoła nie przygotowuje do życia, zgadzam się. Jednak w wielu szczegółach widać jednostronne podejście do zagadnienia. W sprawie oceny z zachowania jest inaczej niż Pani pisze (być może Pani ma takie doświadczenia, bowiem nawet rozporządzenia o ocenianiu nakazują brać pod uwagę właśnie postawy uczniów. Tzw. grzeczność na lekcjach to tylko jakiś ułamek oceny. Ponadto, myślę, że Pani o tym wie, że w procesie rekrutacji do szkół średnich uczniowie za działalność charytatywną dostają dodatkowe punkty. Zresztą w tym wieku są bardziej skłonni pomagać innym niż jako osoby dorosłe. Co do wiedzy to chciałam zwrócić Pani uwagę, że obowiązkiem nauczyciela jest kształtowanie tzw. umiejętności kluczowych, a więc np. pracy w zespole, wyszukiwania i segregowania informacji (po to jest projekt), czytania ze zrozumieniem i wiele innych. Zapewne kształtowanie umiejętności jest czym trudniejszym niż przekazywanie wiedzy, może więc się niektórym nie chce, a może nie potrafią, bo nie nauczyły ich tego uczelnie? Nie można jednak twierdzić, że nie ma tego w systemie. Żadna reforma nic nie da, jeśli nie zmienią się ludzie. Według mnie najsłabszym ogniwem w naszym systemie edukacyjnym jest właśnie kształcenie przyszłych nauczycieli.Wie Pani, w szkołach istnieje także doradztwo zawodowe, a w ramach godzin a wychowawcą powinno się realizować preorientację zawodową. Reasumując, myślę, że nie jest tak znowu źle, a nasi uczniowie naprawdę dają sobie radę w życiu. Wcale to jednak nie znaczy,że mamy spocząć na laurach i nie dążyć do coraz to lepszych rozwiązań. Pozdrawiam i życzę sukcesów w pracy i życiu osobistym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jakim cudem Państwa komentarze umknęły mojej uwadze przez tak długi czas! Proszę wybaczyć odpowiedź po tak długim czasie, jednak nie chciałabym zostawić niedopowiedzeń:). Po pierwsze dziękuję za miłe słowa i pozytywne zakończenie wypowiedzi:). Fakt, nie uważam żeby w Polsce działo się źle, staram się jednak zwrócić uwagę, iż mogłoby być lepiej - z wyszczególnieniem pewnych aspektów. Kształcenie nauczycieli, faktycznie pozostawia wiele do życzenia, ale mam ogromną nadzieję, że z każdym rokiem odbywa się ono na wyższym poziomie. Zważając na fakt jak naturalnym stało się dla nas, nauczycieli, life long learning i stałe dokształcanie, mam wrażenie, że idziemy w dobrym kierunku - gdyby jeszcze te szkolenia były opłacane z budżetu państwa, a nie z własnych kieszeni, byłoby wspaniale;)). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Jestem pedagogiem od 17 lat od 3 uczę w szkole Montessori. Owszem tradycyjna szkoła uczy wiedzy ale praktycznych umiejętności już mniej. Jednak są szkoły prywatne jak np. Szkoły Montessori które uczą dzieci samodzielności i świetnie przygotowują do życia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Sławomirze, proszę wybaczyć odpowiedź po tak długim czasie - zgadzam się w zupełności. Szkoły kierujące się systemem opracowanym przez Marię Montessori faktycznie wyróżniają się na tle tradycyjnych w omawianym aspekcie. Kolejnym przykładem takiego nurtu pedagogicznego są szkoły Daltońskie, Jenaplan i demokracyjne:).

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń